3.10.13

Zmiany...

Kolejna z mojej strony dłuuuuuga blogowa przerwa. Szczerze powiedziawszy dopadła mnie "jesienna depresja" i nie miałam ochoty na nic, z blogowaniem na czele.
Jesień to z całą pewnością nie jest moja ulubiona pora roku, bo kojarzy mi się z ciągłymi infekcjami, które trapiły mnie za młodu, a i teraz dają o sobie znać. Najchętniej nie wychodziłabym z domu, bo czy jest coś przyjemniejszego od leżenia pod ciepłym kocykiem, mając przy nogach ciepłą poduchę w osobie mojego psa, a u boku kubek dobrej herbaty? :-)
Lenistwo dopadło mnie na całego, ale cały czas mobilizuję się do aktywności fizycznej i powrotu na siłownię. Póki co mój sportowy tryb życia kończy się na przejażdżkach do i z pracy, ale lepszy rydz (znowu ta jesień;) niż nic.
Jak może niektórzy zauważyli postanowiłam zmienić nazwę bloga, jego nagłówek, a i nieco zmienić jego profil. Do tej pory bardziej nastawiałam się na tematy modowe, ale wydaje mi się, że bliższy będzie mi ten modny "lajfstajl" wzbogacony o tematykę fitnessową. Generalnie trochę zmian będzie i trochę pomysłów w głowie mam, ale zapewne tradycyjnie da o sobie znać mój słomiany zapał :-) Pożyjemy i zobaczymy co z tego wyniknie więc z góry dziękuję Wam, że czasem tu wpadacie i podczytujecie moje wywody.




14.7.13

Zara leopard sneakers, czyli cierpliwość się opłaca

W grudniu ubiegłego roku na mojej wyprzedażowej liście życzeń znalazły się sportowe buty w cętki z Zary. Wtedy też cena była wysoka (399 złotych), potrafię dać za dobre buty kilkaset złotych to te z Zary moim zdaniem nie są tego kompletnie warte.
Opłaciło się być cierpliwym i po pół roku udało mi się zakupić buty z prawie 70% obniżką za 129 złotych. Zaoszczędzone 270 złotych? To tygrysy lubią najbardziej :-)
Póki co czekają na swój debiut, bo póki co w użyciu są u mnie sandały i klapki.
Te buty to mój dotychczas najlepszy łup w trwających obecnie wyprzedażach, a czym Wy możecie się pochwalić?


1.7.13

Zakopane

Witajcie :-)
Mamy już lato, dzieciaki odebrały swoje szkolne świadectwa i wielu z nas wyjeżdża odpocząć przed codziennością. Tak było też ze mną, ale z racji obowiązków w pracy póki co nie mogę sobie pozwolić na długi urlop. Postawiłam jednak na weekendowy wyjazd do Zakopanego.
Przyznam, że była to moja pierwsza w życiu wizyta w stolicy Tatr i może dlatego po tych wszystkich opowieściach znajomych miałam zbyt wygórowane wymagania co do tego miasta.
Jeżeli spodziewacie się w dalszej części wpisu modnych zdjęć zakupów z Krupówek, potraw z lokalnych restauracji czy moich szałowych, górskich stylizacji to... ten post nie jest dla Was :-) Cenię sobie czasami wypad na łono natury, gdy to mam czas ogarnąć kilka spraw w mojej głowie. Na nogach miałam nie moje nowe buty z Zary, a buty trekkingowe. Wszystkie rzeczy były w plecaku, a nie w LV ;-)
Wracając jednak do samego Zakopanego, mam nadzieję, że nie obrażę osób z Zakopanego, które czytają moje bloga, ale uważam, że to jedno z bardziej przereklamowanych miast w Polsce.
O ile jestem zachwycona wizytą nad Morskim Okiem (warto było odwiedzić to miasto dla tego widoku) to Krupówki są dla mnie średnio atrakcyjnym miejscem z dzikimi tłumami ludzi. Także o Gubałówce nie powiem zbyt wiele dobrego, bo miałam wrażenie, że zamienia się to pewnie piękne kiedyś miejsce na siłę w jakiś komercyjny deptak, gdzie można kupić wszystko (łącznie z targami taniej książki na szczycie Gubałówki hmm). Mimo, że pogoda nie do końca dopisała to widoki w Tatrach były bezcenne i mam nadzieję, że kiedyś wrócę w to piękne miejsce z sympatycznymi ludźmi, a nie na Krupówki i całą tą zwariowaną otoczkę :-)
W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Wadowice i słynne, papieskie kremówki. Mmmm, wszystkie spalone kalorie w górach zostały nadrobione! :-)

 Piękny Kościół na Bachledówce, cały w drewnie.


 Morskie Oko - bezcenne widoki


Orzechówka, czyli złodziejka znad Morskiego Oka. Gdy tam będziecie, pilnujcie swojego jedzenia :-)

 Morskie Oko z trochę innej strony




Wadowicka kremówka papieska, czyli niebo w gębie :-)


30.5.13

Rękawiczki na siłownię - które najlepsze?

Wracam po kolejnej długiej przerwie z mojej strony, nie ma się co rozwodzić nad powodami, bo jak już pewnie zauważyliście jestem królową wymówek :-)
Przejdźmy do rzeczy, a mianowicie dziś na tapetę wzięłam rękawiczki do ćwiczeń na siłowni.



Póki co nie ćwiczę siłowo, a aerobowo i rękawiczki były mi potrzebne do wioseł, na których lubię w ostatnim czasie poćwiczyć. Już po kilkunastu minutach treningu na ergometrze wioślarskim, bo tak fachowo nazywa się ten sprzęt, robiły mi się odciski wewnątrz dłoni, tuż pod palcami. Jednym wyjściem wydawały mi się rękawiczki i póki co jestem posiadaczką aż trzech par rękawiczek treningowych

Jako, że sprawa była pilna (bo ręce dosyć bolały) to na pierwszy ogień trafiły rękawiczki... rowerowe z Lidla :-) Wydałam na nie całe 15 złotych, bo akurat trafiłam na rowerowy tydzień w tym sklepie. Moim głównym przemyśleniem jest fakt, że nazwa rowerowe oznacza, że są na rower i niech tak zostanie. Co prawda mają fajną żelową poduszkę i dzięki temu jest miękko, ale są one zdecydowanie za grube na wiosłowanie. Dodatkowo są też na mnie odrobinę za duże, ale mniejszych niestety nie było. Uwagi mam też do jakości, ale za 15 złotych nie można wymagać cudów i zaciągający się materiał i wychodzące nitki to chyba normalka.


Szukamy dalej... Na pomoc przyszło Zalando, gdzie dział sportowy jest dość rozbudowany i czasami można upolować fajne rzeczy w korzystnych cenach. W tym sklepie zamówiłam kolejne rękawiczki, czyli beżowo-złote Reebok. Rękawiczki wykonane z tkaniny i skóry. Od wewnętrznej strony mają nieco grubszą tkaninę, z góry jest ona cienka i przewiewna. Rękawiczki Reeboka są dosyć mocno zabudowane i mnie jest w nich trochę za ciepło. Niestety, nie mają żadnych gumowych elementów (Lidlowskie to miały), które mają zapobiec ślizganiu się i to moim zdaniem mocno je dyskwalifikuje.Sumując: fajna kolorystyka, ale to dalej nie TO. Dobrze, że zapłaciłam za nie w promocji ok. 30 złotych.




Na zakończenie trzeci nabytek, czyli rękawiczki Under Armour. W Polsce ta firma nie jest jeszcze zbyt popularna, ale obserwując zagraniczne strony o tematyce fitness można stwierdzić, że w Stanach Zjednoczonych jest obecnie boom na tą markę. Przeglądając stronę można zobaczyć fajne, kolorowe kolekcje, które spokojnie mogłyby konkurować z Nike czy Adidas. Do nas póki co trafiają jakieś pojedyncze produkty, a mnie osobiście UA kojarzy się z odzieżą termoaktywną.
Wracając do rękawiczek, ponownie zakup z Zalando. Wydawało się, że do trzech razy sztuka, ale to dalej nie to. Jestem zakochana w ich wyglądzie, przyczepność jest dobra (gumowe elementy), są przewiewne ale są dla mnie zwyczajnie za cienkie i cały czas zdarza mi się odczuwać ból podczas treningu.

Jak widzicie nie jest łatwe życie wybrednej baby ;-) Szukam dalej choć nie mam pojęcia czego... Może rękawiczki treningowe ze skóry dałyby radę pokonać ten dyskomfort? Macie jakieś doświadczenia z tego typu akcesoriami? Może polecacie jakiś sprzęt?


3.5.13

Kolejny powrót



Witam Was po kolejnej przerwie z mojej strony. Ostatnio totalnie zaniedbałam bloga, ale o dziwo ciągle tu zaglądacie za co Wam dziękuję :-) Kwiecień nie był dla mnie zbyt łaskawy i cieszę się, że ten miesiąc już się skończył. Miałam trochę spraw osobistych m.in. okradziono mnie i mocno mnie ten fakt zdołował, a dodatkowo było trochę załatwiania spraw formalnych… Mam nadzieję, że to co złe już za mną i że maj będzie dla mnie bardziej łaskawszy, choć pogoda za oknem (od wczoraj deszcz i burze) nie nastraja mnie zbyt pozytywnie.
Na początek podsumuję moją aktywność fizyczną w kwietniu. Nie było z tym najlepiej, ale kilka razy udało mi się odwiedzić siłownie i ruszyć trochę tyłkiem. W ostatnim czasie mocno skumplowałam się z orbitrekiem na którym robię godzinne treningi. Czas umila mi odtwarzacz mp3, mam już wyliczone, że 12-13 moich ulubionych piosenek to właśnie godzina na orbitreku J
Cały czas jestem w lesie ze zdrowym odżywianiem, kilka dni jest dobrze, a potem nagły atak i jestem jak odkurzacz, który mógłby wessać wszystkie Kinder Bueno w promieniu 10 kilometrów :-) Nie jest lekko, ale przecież nikt nie mówił, że droga do sukcesu będzie jak ta strzałka na obrazku poniżej...

KWIECIEŃ 2013:
poniedziałek (08.04.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 20 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 10 minut na wiosłach

poniedziałek (15.04.2013)
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut na wiosłach

niedziela (21.04.2013)
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 10 minut na orbitreku
+ 5 minut na wiosłach
+ 30 minut sauna na podczerwień

czwartek (25.04.2013)
+ 60 minut na orbitreku

sobota (27.04.2013)
+ 60 minut na orbitreku
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni

niedziela (28.04.2013)
+ 60 minut na orbitreku
+ 30 minut sauna na podczerwień

wtorek (30.04.2013)
+ 60 minut na orbitreku


8.4.13

Nastało wielkie lenistwo...

Czas wziąć się za podsumowanie marcowej aktywności, choć lenistwo, które ostatnio mnie ogarnęło odciąga mnie od pisania tego posta.
Generalnie chyba dopadł mnie pierwszy poważny kryzys, a ja niestety zamiast go pogonić to przyjęłam go z otwartymi ramionami. Mogę tutaj kolejny raz znaleźć wymówkę, tym razem w postaci Świąt Wielkanocnych, ale po co...

Moja aktywność w marcu przedstawiała się tak jak widać poniżej, 14 dni w których robiłam coś ze sobą. Jest to wynik na pewno lepszy niż w lutym, ale wciąż nie to co chciałabym osiągnąć. Nie wiem czy trochę nie przesadziłam, bo generalnie moja laba w ostatnim czasie wzięła się z jakiegoś niewytłumaczalnego zmęczenia, które mnie ogarnęło. W kwietniu chyba lepiej nie będzie, bo już 8. a ja mam za sobą jedną wizytę w siłowni [płonę ze wstydu].

MARZEC 2013:
sobota (02.03.2013)
+ 30 minut ćwiczeń

wtorek (05.03.2013)
+ 20 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 20 minut na orbitreku

 środa (06.03.2013)
+ 50 minut szybkiego spaceru

niedziela (10.03.2013)
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut sauna infrared

poniedziałek (11.03.2013)
+ 30 minut na rowerze stacjonarnym

wtorek (12.03.2013)
+ 30 minut na rowerze stacjonarnym

środa (13.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni

niedziela (17.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 10 minut na ergometrze wioślarskim
+ 30 minut sauna na podczerwień

poniedziałek (18.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut na wiosłach
+ 5 minut biegu na bieżni

środa (20.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na wiosłach

piątek (22.03.2013)
+ 10 minut na orbitreku
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na wiosłach

niedziela (24.03.2013)
+ 10 minut na orbitreku
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na wiosłach
+ 35 minut sauna na podczerwień

poniedziałek (25.03.2013)
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na orbitreku
+ 15 minut na wiosłach

czwartek (28.03.2013)
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na orbitreku
+ 10 minut na wiosłach


26.3.13

Sportowy tydzień 6

Za mną kolejny już tydzień "ruszania się". Udało mi się pójść na siłownię aż 4 razy z czego jestem bardzo zadowolona. Zamiast maszerowania na bieżni wprowadziłam plan biegowy, który ponoć pozwoli mi wkrótce biec bez zatrzymywania się przez pół godziny - zobaczymy wkrótce jakie będą efekty.
Jak pisałam wcześniej zaczęłam wiosłować, ale szybko przekonałam się, że do wioseł konieczne są rękawiczki - odciski na dłoniach u mnie robią się błyskawicznie. Póki co kupiłam rękawiczki rowerowe w Lidlu za 14,99 i nawet się sprawdzają, choć są chyba trochę za grube i muszę szukać czegoś innego.

TYDZIEŃ 6 (18.03-24.03.2013)

poniedziałek (18.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut na wiosłach
+ 5 minut biegu na bieżni

środa (20.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na wiosłach

piątek (22.03.2013)
+ 10 minut na orbitreku
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na wiosłach

niedziela (24.03.2013)
+ 10 minut na orbitreku
+ 30 minut na bieżni (2' bieg + 3' szybki marsz x6)
+ 10 minut na wiosłach
+ 35 minut sauna na podczerwień



22.3.13

Rusza Women's Health Polska!

Idealna wiadomość na rozpoczęcie weekendu! Właśnie ogłoszono, że w kwietniu na rynku prasowym pojawi się polskie wydanie Women's Health :-) Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo się cieszę, bo od lat czytuję amerykańską siostrę WH.
W dodatku wreszcie pojawiła się konkurencja dla Shape, którego czytam regularnie od kilku lat, a moim zdaniem w ostatnich miesiącach mocno obniżył loty. Wiadomo, że konkurencja potrafi zmobilizować więc kto wie, może niedługo będziemy mieli dwa dobre magazyny na rynku :-)

Pierwszy numer Women's Health w kioskach już 26 kwietnia - nie mogę się doczekać! :-)


21.3.13

Beyonce twarzą H&M

Jest David Beckham, Vanessa Paradis, a teraz do tego grona dołączyła moja ukochana Beyonce, która będzie twarzą letniej kampanii reklamowej H&M.
Cieszę się ze względu na to, że uwielbiam ją jako artystkę, a po drugie, że nie będzie to kolejny "wieszak" prezentujący bikini :-) Kolekcja ma być dostępna w sklepach na początku maja, a zawierała będzie nie tylko stroje kąpielowe.
Pierwsze zdjęcie z materiałów prasowych H&M wygląda obiecująco, aż się rozmarzyłam, bo u mnie w pierwszy dzień wiosny leje od rana :-(


20.3.13

Sportowy tydzień 5

Za mną kolejny "sportowy" tydzień, gdzie staram się ruszać trochę więcej niż na trasie biurko - kuchnia i biurko - toaleta :-) Choć gdzieniegdzie jeszcze zalega śnieg to u mnie dziś długo wyczekiwana wiosna, słońce świeci, ptaszki zaczynają śpiewać i tak dalej :-)
Mam nadzieje, że lepsza pogoda będzie sprzyjała większej motywacji z którą wciąż mam jednak ogromne problemy.
Do mojej siłowni dotarł nowy sprzęt, czyli ergometr wioślarski. Już parę lat temu miałam do czynienia z tym urządzeniem i bardzo lubiłam wiosłowanie dlatego się ucieszyłam jak zobaczyłam nowość w mojej siłowni. W niedzielę zaliczyłam tylko 10 minut w ramach przypomnienia, bo śpieszyłam się na siłownię, ale w obecnym tygodniu na pewno będzie go więcej :-)
A Wam jak idą przygotowania do 'sezonu bikini'?


TYDZIEŃ 5 (11.03-17.03.2013)

poniedziałek (11.03.2013)
+ 30 minut na rowerze stacjonarnym

wtorek (12.03.2013)
+ 30 minut na rowerze stacjonarnym

środa (13.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni

niedziela (17.03.2013)
+ 30 minut na orbitreku
+ 10 minut na ergometrze wioślarskim
+ 30 minut sauna na podczerwień

Nie, na zdjęciu to niestety nie ja :-) Choć to w ramach motywacji, bo Pani z fotki ma 44 lata :-)





12.3.13

Kochamy promocje: buty Tommy Hilfiger

Tak jak w tytule, która z nas nie kocha promocji i obniżek, zwłaszcza takich 70%? :-) Ja uwielbiam i chwalę się nowym nabytkiem ze sklepu internetowego Schaffashoes.
Z Schaffą bywało u mnie różnie, miałam jakiś czas temu nieprzyjemną historię z tym sklepem, kiedy to kupiłam torebkę i Conversy. Najpierw przez 3 tygodnie nie otrzymywałam zakupionego i zapłaconego towaru. Po interwencji zadzwonił jakiś miły Pan, który wciskał mi Conversy o rozmiar mniejsze twierdząc, że rozmiarówka jest nietypowa. Grzecznie odmówiłam, bo nie były to moje pierwsze Conversy i wiedziałam jaki rozmiar potrzebuję. W efekcie po miesiącu otrzymałam torebkę w innym kolorze niż zamawiałam oraz troskliwy Pan spakował mi właśnie te mniejsze Conversy :-) Tak to rozpoczął się mój foch na Schaffę i od tamtej pory nic tam nie zakupiłam.
Kilka dni temu postanowiłam jednak zaryzykować, bo skusiła mnie obniżka 70% na obuwie Tommy Hilfiger. Wybór padł na sznurowane, brązowe botki wykonane z zamszu z "skarpetowym" wykończeniem u góry. Dla mnie klasyczny model, idealny na wiosnę, która była przez chwilę, ale się zmyła :-) Po pierwszym mierzeniu stwierdzam, że wygodne, ale zobaczymy co będzie dalej.
Generalnie polecam dział 'Outlet' na Schaffie, czasami jak widać da się tam wypatrzyć coś fajnego.
Tym razem moje zamówienie zrealizowano bez problemów i kurier dotarł w 2 dni. Mając na uwadze starą historię na minus i nową na plus, Schaffa ma póki co u mnie czystą kartę :-) Oby następnym razem też było OK!

11.3.13

Sportowy tydzień 4

I kolejny tydzień ze sportem za mną. Mam świadomość, że cały czas nie jest idealnie i tak jakbym chciała, ale pogoda za oknem po prostu mnie dobija :-( Mam nadzieję, że to już ostatnie tchnienie zimy i lada dzień będę mogła wrócić do biegania i częstszych spacerów na dworze. Póki co z moimi zatokami i wiecznymi przeziębieniami wolę nie ryzykować, bo piątego antybiotyku chyba bym nie przeżyła...

TYDZIEŃ 4 (04.03-10.03.2013)

wtorek (05.03.2013)
+ 20 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 20 minut na orbitreku

 środa (06.03.2013)
+ 50 minut szybkiego spaceru


niedziela (10.03.2013)
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut na orbitreku
+ 30 minut sauna infrared




6.3.13

Patrizia Pepe, czyli kapelusz idealny

Za idealnym nakryciem głowy rozglądałam się już jakiś czas, ale dopiero kilka dni temu trafiłam na mój "kapelusz idealny" :-) Wybór padł na markę Patrizia Pepe, choć przyznam, że w kręgu moich zainteresowań był także kapelusz Stefanel, ale czarny kolor który mnie interesował został szybko wykupiony.
 

Wracając jednak do "mojego": jest czarny, wełniany, ma idealnej szerokości rondo, świetnie leży i świetnie wygląda :-) Do tego zapłaciłam za niego ponad 50% mniej (kolejny raz zareklamuję Zalando, choć niestety mi za to nie płacą! :-) ) Dostępny jest jeszcze w jasno-brązowym kolorze (camel) i bodajże szarym.
Równie dobrze leży na naszej Anji Rubik, która była twarzą jesienno-zimowej kampanii marki Patrizia Pepe.









 A tutaj mój nabytek w wydaniu "na żywo":







5.3.13

Sportowy tydzień 3

Za mną kolejny tydzień moich zmagać, a raczej kolejny tydzień, gdzie próbuję się ruszyć trochę bardziej niż od biurka do szafy :) Zeszły tydzień nawet był dobry pod tym względem, choć nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej :)
W poniedziałek miałam moje kolejne podejście do treningów p.Chodakowskiej, które tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że endorfinki, serdusia i duszyczki to nie dla mnie :)
Cały czas mam nadzieję na powrót do biegania, ale mój serial z chorobami gardła trwa i kolejny raz złapałam jakąś infekcję :(


TYDZIEŃ 3 (25.02-03.03.2013)

poniedziałek (25.02.2013)
+ 30 minut z Chodakowską

wtorek (26.02.2013)
+ 1 h na orbitreku
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni

czwartek (28.02.2013)
+ 30 minut na rowerze stacjonarnym

sobota (02.03.2013)
+ 30 minut ćwiczeń


W tym poście mogę się też pokusić o podsumowanie lutego, bo przecież już się skończył. Moja aktywność w tym miesiącu przedstawiała się następująco:

wtorek (12.02.2013)
+ 1 h szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut orbitrek
czwartek (14.02.2013)
+ 1 h szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut orbitrek
niedziela (17.02.2013)
+ 40 minut orbitrek
+ 20 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut w saunie na podczerwień
czwartek (21.02.2013)
+ 1 h szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut orbitrek
niedziela (24.02.2013)
+ 15 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 15 minut orbitrek
+ 40 minut sauna na podczerwień
poniedziałek (25.02.2013)
+ 30 minut z Chodakowską
wtorek (26.02.2013)
+ 1 h na orbitreku
+ 30 minut szybkiego marszu na bieżni
czwartek (28.02.2013)
+ 30 minut na rowerze stacjonarnym

Co prawda zaczynałam dopiero od ok. 10 lutego i myślę, że jak na sam początek 8 dni w których uprawiałam jakiś sport to nie jest zły wynik. W marcu mam jednak nadzieję, że 8 pomnożę dwukrotnie i będzie się czym chwalić, bo muszę przyznać, że czuję już pierwsze zarysy mięśni pod skórą :-)

26.2.13

Sportowy tydzień 2

Za mną kolejny tydzień  ruszania tyłka. Trochę mi wstyd, że tak mało, a tradycyjnie mam w zapasie 100 wymówek dlaczego tylko tyle :-) Bez obaw, już teraz wiem, że obecny tydzień będzie o niebo lepszy od minionego. Do ćwiczeń dorzuciłam, a raczej wyrzuciłam kilka rzeczy z mojego jadłospisu. W miejsce ziemniaków i makaronów zawędrowały gotowane warzywa. Walczę także z moim uzależnieniem od czekolady i słonych przekąsek, całkiem dobrze mi to wychodzi.


TYDZIEŃ 2 (18-24.02.2013)

czwartek (21.02.2013)
+ 1 h szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut orbitrek

niedziela (24.02.2013)
+ 15 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 15 minut orbitrek
+ 40 minut sauna na podczerwień


A Wy zaczęłyście już przygotowania do sezonu bikini? :)


25.2.13

Lot – chyba warto



Nowość w naszych kinach, Denzel Washington, którego bardzo lubię i nominacje do Oskara sprawiły, że wybrałam się w weekend do kina na film „Lot”. Przyznam się, że spodziewałam się bardziej filmu katastroficznego, a skończyło się dramacie.


Film opowiada historię kapitana Whitakera, który ma duży problem z alkoholem i narkotykami, a będąc pod wpływem tych środków dokonał jakiegoś niemożliwego manewru i uratował setkę osób od śmierci. Z jednej strony naćpany i pijany kapitan samolotu za sterami, który ryzykuje ludzkie życie poprzez swój stan, a z drugiej strony może i dzięki temu ratuje swoich pasażerów…
Jak już wspominałam, spodziewałam się większej ilości ujęć typowo katastroficznych, ale chyba to i dobrze, bo może nie wsiadłabym po tym do samolotu ;-) Początkowa faza filmu, gdzie widzimy katastrofę, leci nam szybko, ale powiem szczerze, że im dalej tym dla mnie coraz nudniej i coraz bardziej kręciłam się w kinowym fotelu. Reżyser skupił się raczej na rozterkach bohatera, jego kłamstwach i problemach niż na szybkiej akcji. Niektóre sceny były dla mnie nieco przydługie, a samo zakończenie tej historii bez szczęśliwego zakończenia (choć może jednak z happy endem?).
Generalnie polecam ten film, trochę przydługi, ale dobrze się ogląda. Do tego dobra gra aktorska (zresztą jak zawsze) Washingtona i zabawna rola Johna Goodmana (która przypomniała mi moją ulubioną piosenkę Stonesów).


18.2.13

Zaczynam się ruszać...

Jak to zazwyczaj bywa w 99% nie dotrzymujemy naszych postanowień na nowy rok dlatego zbytnio nie zaprzątałam sobie nimi głowy w styczniu. Moje postanowienie to niezmiennie od kilku lat, pewnie jak milionów innych kobiet, to SCHUDNĄĆ.
Przez kilka lat siedzenia w pracy za biurkiem zebrało mi się trochę dużo nadprogramowych kilogramów, których chciałabym się pozbyć. Przyznam, że na początku lutego dopadł mnie impuls, który sprawił, że zaczęłam coś robić z tym zbędnym i niezdrowym balastem :-)
Impulsem, przynajmniej dla mnie, było otwarcie nowego klubu fitness w moim mieście i promocyjna cena karnetu. W miesięcznym abonamencie za 99 złotych mogę do woli korzystać z siłowni, wszystkich zajęć fitness, sztuk walki, saun, platform wibracyjnych i rolleticów - skusili mnie :-)

Póki co skupiam się na ćwiczeniach cardio: energiczne marsze na bieżni, orbitrek, stepper i rowerek. Wczoraj po raz pierwszy byłam także na saunie na podczerwień (polecam!).



W związku z tym moim "ruszaniem się" będzie tutaj więcej postów o takiej tematyce, bo chciałabym udokumentować tą moją walkę z kilogramami, a przy okazji mam nadzieję, że pisanie o tym przed Wami będzie dla mnie motywacją :-)

TYDZIEŃ 1 (11-17.02.2013)


wtorek (12.02.2013)
+ 1 h szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut orbitrek

czwartek (14.02.2013)
+ 1 h szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut orbitrek

niedziela (17.02.2013)
+ 40 minut orbitrek
+ 20 minut szybkiego marszu na bieżni
+ 30 minut w saunie na podczerwień

W planach mam dodanie treningów z słynną Ewą Chodakowską, mimo, że coś mnie w niej drażni to mam nadzieję, że efekty będą warte przecierpienia "endorfin", "duszyczek" i "słoneczek". Kolejny raport z mojej aktywności i moje przemyślenia już za tydzień ;-)






9.2.13

Mój mały jubileusz


Dzisiaj obchodzę mój mały blogowy jubileusz, mianowicie "stuknęło" 1000 odwiedzin mojego bloga! Pewnie niektórzy z Was się zaśmieją na widok takiej statystyki, bo zdaję sobie sprawę, że nie jest to powalająca na kolana liczba. Dla mnie to jednak liczba bardzo ważna, bo cieszę się bardzo, że ktokolwiek czyta/ogląda moje wypocin, zwłaszcza, że nie zostawiam nigdzie "komciów" w stylu "super, zajrzyj do mnie" ani nie przykładam zbytniej wagi do promowania się gdzieś indziej :-)
Mam problem z regularnością wpisów, ale to, że ktoś tu zagląda motywuje mnie do większej pracy nad moim kawałkiem internetowej przestrzeni.
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba to co robię i jeszcze kiedyś do mnie zajrzycie :-)

Na koniec zostawiam Wam moją ulubioną ostatnio piosenkę, którą katuję kilka razy dziennie - świetnie wpisuje się w zbliżający się klimat święta zakochanych.

8.2.13

10 pomysłów na walentynkowe prezenty

Witajcie! :-)
Dziś przygotowałam kilka pomysłów na walentynkowe prezenty, wybrałam rzeczy o różnym zakresie cenowym i takie które ja chętnie bym otrzymała :) Lubię Walentynki jako święto zakochanych, ale przyznam szczerze, że nie przepadam za tym szałem serduszek w amerykańskim stylu.
Co do moich propozycji, ciągle numerem 1 na mojej liście życzeń jest Furla Candy, która to jakoś nie może do mnie trafić, bo zawsze znajdują się inne wydatki.
A Wy co chętnie byście przygarnęły? :-)

1. Naszyjnik Yes Love Is Everywhere 329 PLN - 2. Melissa Sky ok. 415 PLN - 3. Michael Kors Selma ok. 1200 PLN - 4. Furla Candy Bag 820 PLN - 5. Bielizna Gilda&Pearl ok. 700 PLN - 6. Etui na iPhone Diane von Furstenberg ok. 130 PLN - 7. Kubek z Pakamery 37 PLN - 8. Piżama Reserved 109,99 - 9. Bukiet z piwonii - 10. Zakolanówki wełniane Asos ok. 17 PLN

25.1.13

Nic mnie już chyba w "modzie" nie zdziwi...

Witajcie po kolejnej długiej przerwie z mojej strony. Tradycyjnie postanowienia noworoczne (tu o regularnym blogowaniu) się posypały, ale od blisko 3 tygodni nie potrafię doleczyć grypy. Wcinam już drugi antybiotyk, a ilości innych specyfików zjedzonych w ostatnim czasie wolę nie pamiętać.
Z racji dużej ilości wolnego czasu dużo czasu spędzam (niestety, bo to kolejne postanowienie) przed komputerem i różne ciekawe rzeczy widzę. O mojej sympatii do Asosa pisałam już kilka razy, ale dzisiejsze nowości wprawiły mnie w stan pod tytułem "WTF?".


Za jedyne 25 funtów możemy się stać posiadaczami tego uroczego naszyjnika. Dobrze, że chociaż Jezusa zostawili w spokoju. Mówiąc krótko, po kołdrze z Ikei z metką MMM dla H&M nic mnie już chyba w świecie faszyn nie zdziwi... Aczkolwiek naszła mnie myśl, że może w przypadku jakiegoś ataku fana/fanki "Zmierzchu" taki krzyż może się przydać...

13.1.13

Moje pierwsze zakupy z Zalando

Witam Was po raz pierwszy w Nowym Roku! :-)
Niestety, kolejny raz mam wymówkę, że tak długo nic tutaj nie pisałam. Dopadła mnie jednak taka grypa, że były dni, gdy nie wiedziałam jak się nazywam. Teraz jest już lepiej i jutro do pracy, rodacy.
W chorobie miałam dużo wolnego czasu, nadrobiłam więc trochę zaległości filmowo-serialowo-książkowych. Na nieszczęście dla mojego konta miałam też dużo czasu na przeglądanie wyprzedaży w różnych sklepach internetowych.
Po raz pierwszy skusiłam się na zakupy w sklepie Zalando, który wystartował kilka miesięcy temu. To sklep multibrandowy, znajdziecie tam wiele różnych marek, droższe, tańsze - dla każdego coś miłego :-)
Moją strategię zakupową już znacie, wrzucam upatrzone rzeczy na "Listę życzeń" i cierpliwie czekam na obniżki. W tym wypadku cierpliwość się opłaciła, bo trafiłam na jednodniową promocję butów Reebok EasyTone. Każda para kosztowała tego dnia jedynie 99 złotych :-) Długo się nie zastanawiałam i tak oto stałam się posiadaczką dwóch par Reeboków. Nie będę się póki co wypowiadała na temat "cudownych" właściwości tych butów, bo jak na razie u mnie śniegu po kolana, ale myślę, że taki post z oceną tych butów kiedyś na pewno się pojawi.
Wracając jednak do samych zakupów w Zalando (nie jest to żaden post sponsorowany z ich strony, za zakupy zapłaciłam sama i chciałam się podzielić moimi odczuciami), wysyłka w ich sklepie jest darmowa, a obsługuje ją firma kurierska Opek. Dodatkowo przysługuje nam prawo do bezpłatnego zwrotu do 30 dni od zakupu.
Podsumowując: ja jestem zadowolona. Stałam się posiadaczką dwóch par butów w świetnej cenie, sama przesyłka była u mnie w ciągu dwóch dni. Myślę, że w moim przypadku Zalando zaczyna być konkurencją dla Asos, które nieco mi się znudziło...
Aaa i jeszcze mała wskazówka, polecam zarejestrować się w ich newsletterze - dostaniecie wtedy kod rabatowy, który odejmuje 40 złotych przy zakupach powyżej 200 złotych.
A przy okazji ja dzielę się kodem, który dostałam razem z zamówieniem: ZIMSPORT3 na ubrania sportowe, także odejmuje 40 złotych za zakupy powyżej 200 złotych.

Na sam koniec prezentuję moje zakupy :-)