25.2.13

Lot – chyba warto



Nowość w naszych kinach, Denzel Washington, którego bardzo lubię i nominacje do Oskara sprawiły, że wybrałam się w weekend do kina na film „Lot”. Przyznam się, że spodziewałam się bardziej filmu katastroficznego, a skończyło się dramacie.


Film opowiada historię kapitana Whitakera, który ma duży problem z alkoholem i narkotykami, a będąc pod wpływem tych środków dokonał jakiegoś niemożliwego manewru i uratował setkę osób od śmierci. Z jednej strony naćpany i pijany kapitan samolotu za sterami, który ryzykuje ludzkie życie poprzez swój stan, a z drugiej strony może i dzięki temu ratuje swoich pasażerów…
Jak już wspominałam, spodziewałam się większej ilości ujęć typowo katastroficznych, ale chyba to i dobrze, bo może nie wsiadłabym po tym do samolotu ;-) Początkowa faza filmu, gdzie widzimy katastrofę, leci nam szybko, ale powiem szczerze, że im dalej tym dla mnie coraz nudniej i coraz bardziej kręciłam się w kinowym fotelu. Reżyser skupił się raczej na rozterkach bohatera, jego kłamstwach i problemach niż na szybkiej akcji. Niektóre sceny były dla mnie nieco przydługie, a samo zakończenie tej historii bez szczęśliwego zakończenia (choć może jednak z happy endem?).
Generalnie polecam ten film, trochę przydługi, ale dobrze się ogląda. Do tego dobra gra aktorska (zresztą jak zawsze) Washingtona i zabawna rola Johna Goodmana (która przypomniała mi moją ulubioną piosenkę Stonesów).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz