28.10.12

MMM dla H&M, czyli chyba nie jestem modna

Witam po dość długiej przerwie. Niestety, przy tej pogodzie dość mocno gnębią mnie różne przeziębienia, które skutecznie odbierają chęci do czegokolwiek. Nie będę się jednak z Wami dzielić zdjęciami opakować po tysiącach tabletek, bo to pewnie znacie z innych blogów ;-)
Kolekcję belgijskiego projektanta Martina Margieli dla H&M też już pewnie znacie, ale postanowiłam napisać kilka własnych słów na ten temat.
Przede wszystkim po zalewie tandety projektu Anny Dello Russo myślałam, że nic gorszego spotkać nas nie może, ale jednak radosny minimalizm w wykonaniu Margieli jest dla mnie osobiście jeszcze gorszy. Nie będę oryginalna i powtórzę to co już internauci trafnie nazwali, absolutny mast-hew to: kołdropodobne coś (rzekomo płaszcz), folie po prezerwatywach (rzekomo kopertówki) czy też futerał na gitarę (to chyba torba?). Do tego dochodzi kilka(naście) strojów rodem z szafy Cioci Kloci... Powiem szczerze, folder zdjęć z tą kolekcją liczył ponad 60, a gdy zaczęłam kasować koszmary zostało 5 rzeczy. Ale i przy tych 5 wybranych produktach do pionu postawiła mnie cena. W oko wpadły mi jedynie buty, ale kozaczki (nawet nie wiem czy to skóra?) za 1200 złotych mimo metki MMM (i H&M) jakoś mnie nie przekonują.
Znając jednak życie i Allegrowych sprzedawców po raz kolejny będzie szał w H&M, ale mam nadzieję, że ta kolekcja zaliczy jednak klapę i moja ulubiona kiedyś sieciówka zacznie uważniej myśleć nad tymi projektanckimi kolekcjami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz